niedziela, 30 sierpnia 2015

S jak...

Samotność.
Wrr. Na sam dźwięk tego słowa chowałam się i powtarzałam sobie: "Tylko nie ja".
Jednak Pani Samotność przyszła i rozgościła się w największym fotelu, informując, że zostaje. Tak po prostu - bez pytań i zbędnych ceregieli ...
Ja, szalona - broniłam się ucieczką; udawałam, że jej nie pamiętam; że mnie nie obchodzi. Irytowałam się, wyganiałam i krzyczałam, a Ona ze stoickim spokojem trwała przy mnie i miałam wrażenie, że rozgościła się na dobre, a nawet... Zaszalała i objęła mnie mówiąc, że trochę ze mną zostanie.
Z mojej strony zachwytu nie było, ale któregoś dnia poczęstowałam ją ginem (koniecznie Lubuskim) i zaprosiłam do rozmowy.
Spędziłyśmy wiele wieczorów przy herbacie (only green), ewentualnie ginie - głównie ja mówiłam, a ona słuchała.
Któregoś wieczoru stwierdziłam nieśmiało, że cała ta Samotność, nie jest taka zła.
Pozwoliła mi przemyśleć to co się stało, wyciągnąć wnioski z tych dobrych i złych decyzji.
Swoją obecnością zmusiła do odkrycia prostej prawdy - Trzeba czuć się dobrze ze sobą, żeby inni czuli się dobrze z nami. Yeah! Takie to proste, a takie skomplikowane ;)
Dostałam od niej w prezencie czas, w którym nauczyłam się być sama ze sobą, nauczyłam się tym cieszyć i tym samym zrobiłam ogromny krok na przód.
Dziękuję Kochana za: wszystkie gorzkie wieczory, za moją złość i frustrację, za strach, który wywołałaś,a w szczególności za spokój i mądrość, które po Tobie zostały ...



To co dziś nas łamie, jutro będzie naszą siłą.
Magda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz