Parafrazując „Każdy ma chwile, że w duszy deszcz pada”, ale
przecież „chodzi o to, żeby nauczyć się tańczyć w deszczu”.
Najpierw był chaos i strach. Tak dokładnie, ja nie czułam,
nie żyłam i nie myślałam. Ja się bałam każdym milimetrem duszy i ciała.
O co się bałam? O siebie, o Tymka, o to jak dam radę, o to jaką traumę funduję
własnemu dziecku… i o to ,że w końcu mam
szansę zrobić coś ze swoim życiem ;)
W końcu jednak nadszedł ten dzień, kiedy trzęsąc się ze
strach powiedziałam: Dość !!!
I to było cudowne…. Dość dla: złego traktowania, strachu, kłamstw,
funkcjonowaniu w życiu, którego nie chciałam, dość dla mojego lenistwa i dość
dla obwiniania innych o obecną sytuację.
Połowa drogi jest za mną… Tej nieformalnej… która jest
najtrudniejsza.
Wiem jak ciężko jest przełamać siebie, ale warto i można.
Rozwód to nie sala sądowa, adwokaci i sędzia. Rozwód zaczyna
się w sercu i Twoja w tym głowa, żeby wynieść z tego lekcję.
Nie czuję się ekspertem, ale sama w pewnym momencie szukałam
jakiejś wskazówki: Co dalej? Jak?
I kilka rzeczy wiem na pewno.
Nie ważne jest ile było w tym mojej, czy jego winy. Nie chodzi o to, żeby brać winę na siebie lub spychać ją na kogoś. Fakt zaakceptowania, że tak po prostu się stało pomaga.
Poza tym wychodzę z założenia, że nie ma bardziej lub mniej winnych jest
porażka obydwu stron. Ponieważ nie udało się coś, co miało wiecznie trwać.
Tak, dla mnie mój rozwód to moja porażka, ale jednocześnie to
najlepsza decyzja jaką w życiu podjęłam i której nie żałuję, nie żałowałam
nawet przez pół sekundy.
I gdybym miała cofnąć się i pomóc tamtej Magdzie, którą
byłam…wzięłabym ją za rękę i powiedziała: oddychaj.
Tak, oddychaj. Zamknij oczy, weź głęboki oddech i zaufaj
swoim decyzjom. Pomogło? Wiem, że nie. Dlatego zamknij oczy, weź głęboki oddech
i zaufaj swoim decyzjom. Znowu to samo? To nic. Powtarzaj to, aż do skutku.
To nie może być tak proste, pomyślisz.
Wszystko jest proste. Nawet Tina Turner przypomina o tym śpiewając
„Simply the Best”, ale wiem, że Ciebie to teraz nie obchodzi.
W każdym razie przy całej swojej niechęci do tak prostego i
nieskutecznego (z Twojego punktu widzenia pomysłu) spróbuj przecież nie masz
nic do stracenia. Może napotkasz opór w
postaci myśli: „To głupie, za proste..” – ten wewnętrzny opór to też odpowiedź…
przełam siebie i zrób coś inaczej …
Może jest to moment, w którym nie masz siły, żeby zacząć… to
nic nie szkodzi. Czujesz, że potrzebujesz samotności, płaczu w poduszkę i
użalania się nad sobą? Ok., zrób to… tylko miej świadomość tego, że nie zmieni
to Twojej sytuacji.
Tak ja też płakałam, zamknęłam się w domu i miałam pretensje
do świata – miałam też świadomość, że to nic nie zmieni, ale dałam sobie czas.
Funkcjonowałam tak dość długo, aż w końcu przyszedł moment, w którym irytowałam
samą siebie… więc nie było sensu tego dłużej ciągnąć.
Zamknęłam oczy, odetchnęłam i uwierzyłam w swoje decyzje.
Nie nagle, nie w jednej sekundzie, ale każdego dnia, małymi, chwiejnymi
kroczkami. Pomimo strachu podjęłam decyzję, że dam radę, że sobie poradzę i
choćby nie wiem co się stało będzie dobrze ;)
I oto co się stało.
Znalazłam stancję na cudownych warunkach.
Uregulowałam sprawy związane z synem i rozdzielnością
majątkową w sądzie.
Ustabilizowałam sytuację w pracy i awansowałam na kierownika
;)
W ciągu sześciu miesięcy spełniłam kilka swoich marzeń (to
więcej niż przez całe dotychczasowe życie).
Czuję się piękna i szczęśliwa jak nigdy wcześniej.
Każdego dnia robię coś co przybliża mnie do moich marzeń i
wiem, że liczy się sama droga, a nie osiągnięcie celu.
W tzw. międzyczasie czuję strach, ale przecież to nie może
być powód, żeby przestać starać się o życie o jakim marzę.
Poza tym dzięki temu co mnie spotkało, tym co już za mną - jestem silniejsza, bogatsza o nowe doświadczenia i mam tu skrawek swojej przestrzeni gdzie mogę to wyrzucić/wypisać i poczuć się jeszcze lepiej ;)
Pozdrawiam
Magda