niedziela, 30 sierpnia 2015

Wprowadzenie do jesieni.

Od kilku dni, kiedy wstaję rano, czuję że nadchodzi moja cudownie magiczna pora roku.
UWIELBIAM JESIEŃ!
Uwielbiam to słowo - samo w sobie jest dla mnie synonimem magii i szczęścia.
Te poranki, które pachną poranną mgłą (Tak, mgła potrafi mieć zapach) osadzającą się na skórze, chłodny wiatr plączący moje i tak skołtunione włosy, szelest i zapach liści (z pewnością nie konopnych).
Wszystkie parki, alejki i lasy oferują najpiękniejszą paletę barw przenosząc mnie do magicznej krainy, w której niczym Merida Waleczna, a może bardziej Diabolina (nie mogę się w tej kwestii zdecydować) biegam z magiczną mocą i po cichu spełniam życzenia ludzi, których spotkam po drodze.
Kocham fascynujące o tej porze roku zachody słońca. Kuszące ciepłem światła, a jednocześnie chłodne i rześkie.
Wszystkie deszczowe wieczory, podczas których spalam tony waniliowych i cynamonowych świeczek, czytam książki i popijam kakao (na mleku kokosowym).
To jest pora mojego prywatnego raju, kiedy czuję szczęście z powodu pogody, każdym porem mojej skóry. To najlepszy czas, magia życia i okazja do naładowania akumulatorów ;)
To się tak pięknie rozmarzyłam...



Magda

S jak...

Samotność.
Wrr. Na sam dźwięk tego słowa chowałam się i powtarzałam sobie: "Tylko nie ja".
Jednak Pani Samotność przyszła i rozgościła się w największym fotelu, informując, że zostaje. Tak po prostu - bez pytań i zbędnych ceregieli ...
Ja, szalona - broniłam się ucieczką; udawałam, że jej nie pamiętam; że mnie nie obchodzi. Irytowałam się, wyganiałam i krzyczałam, a Ona ze stoickim spokojem trwała przy mnie i miałam wrażenie, że rozgościła się na dobre, a nawet... Zaszalała i objęła mnie mówiąc, że trochę ze mną zostanie.
Z mojej strony zachwytu nie było, ale któregoś dnia poczęstowałam ją ginem (koniecznie Lubuskim) i zaprosiłam do rozmowy.
Spędziłyśmy wiele wieczorów przy herbacie (only green), ewentualnie ginie - głównie ja mówiłam, a ona słuchała.
Któregoś wieczoru stwierdziłam nieśmiało, że cała ta Samotność, nie jest taka zła.
Pozwoliła mi przemyśleć to co się stało, wyciągnąć wnioski z tych dobrych i złych decyzji.
Swoją obecnością zmusiła do odkrycia prostej prawdy - Trzeba czuć się dobrze ze sobą, żeby inni czuli się dobrze z nami. Yeah! Takie to proste, a takie skomplikowane ;)
Dostałam od niej w prezencie czas, w którym nauczyłam się być sama ze sobą, nauczyłam się tym cieszyć i tym samym zrobiłam ogromny krok na przód.
Dziękuję Kochana za: wszystkie gorzkie wieczory, za moją złość i frustrację, za strach, który wywołałaś,a w szczególności za spokój i mądrość, które po Tobie zostały ...



To co dziś nas łamie, jutro będzie naszą siłą.
Magda

środa, 26 sierpnia 2015

Przyjacielski seks ...

Z mojego punktu widzenia jeden z większych żartów XXI wieku. Otóż Drogie Panie i Panowie być może....Seks przyjacielski
Bawi mnie to sformułowanie - to seks czy przyjaźń ? Jestem przekonana, że jest to jedno z większych kłamstw, a że się przyjęło ? Mało to głupot ludzie w życiu robią?

A propozycje sypią się na prawo i lewo. I takie to normalne, nowoczesne, wygodne i chyba w końcu modne... Jednak ja nowoczesna nie jestem i fenomenu tego "ocieractwa" nie rozumiem.
Otóż mam hipotezę...
Żyjemy w czasach - braku czasu. Wszystko szybko, jak najprędzej i niekoniecznie w dobrej jakości - choć to akurat zawsze pozostaje kwestią wyboru... ale żeby do sypialni (i nie tylko) wpuszczać "byle jakość"?
Ja rozumiem, że łatwiej i szybciej zabrać koleżankę z dyskoteki, poocierać się o nią i ewentualnie rano (to już opcja ekstraklasa) zrobić kawę i śniadanie - po czym pięknie zniknąć i zapomnieć, że coś w ogóle się działo.
Bo tak naprawdę nic się nie zadziało poza rozładowaniem napięcia... kilku łez u Pani, że jednak nic poza tym...i być może chwilowego kaca moralnego... zaleczonego kolejnym "przyjacielskim ocieractwem".
Pytanie brzmi: Po co?
A no po to bo stanem naturalnym, każdego człowieka jest miłość. Tak, tak drodzy Państwo - miłość !!!
Każdy z nas dąży do tego stanu, w którym w momencie narodzin zostajemy obdarzeni. To chyba najważniejszy punkt naszego życia - początek, w którym ramiona mamy dają namacalną miłość, każdy gest i słowo ocieka po prostu tym uczuciem. I nie ma innej możliwości jak chęć doświadczenia tego w późniejszym życiu.
Szukamy, przebieramy, męczymy się i dalej szukamy...czasem się gubimy, okłamujemy się, że wystarczy tylko się poocierać, żeby to poczuć... ale bliskości nie da się zbudować w pół minuty więc cały czas szukamy.
Ocieramy się - okłamując siebie - bo przecież czuć ten dotyk, czuć ciało... ale to jest tylko dotyk i tylko ciało, które jest obok.

Możemy się okłamywać, możemy tak żyć...dlaczego nie?
Tylko po co. Życie jest jedno więc dopóki budzi nas każdy kolejny dzień... Trzeba wstać powiedzieć sobie... Tak boję się, jestem zraniony, ale chcę miłości ... Właśnie miłości. Nie mylić z przyzwyczajeniem, strachem przed samotnością, potrzebą kontroli.
Miłość - daje, inspiruje, wspiera, rozwija jest zaprzeczeniem ograniczania i kłamstwa. Jest słodka jak miód i gorzka jak naturalne kakao w proszku. Sekret tkwi w proporcjach.
Miłość nie zaślepia, ale pomaga otworzyć się na człowieka. Można wtedy zobaczyć, że ten ktoś jest - nieidealny, ale sekret tkwi w tym, że my będziemy o tym wiedzieć, że zawsze znajdziemy kogoś mądrzejszego, piękniejszego i lepszego w jakiejś dziedzinie, ale to do niego będziemy wracać i dzielić każdy dzień; irytować się i relaksować, śmiać się i płakać; cieszyć się gdy druga osoba będzie spełniać swoje marzenia, gdy będzie się rozwijała, czy dbała o swoich przyjaciół.
Miłość to wolność,a nie kontrola.


Życzę Wam i sobie spotkania takiej miłości.
Magda

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozwód: Nie dam rady i inne kłamstwa ...

Parafrazując „Każdy ma chwile, że w duszy deszcz pada”, ale przecież „chodzi o to, żeby nauczyć się tańczyć w deszczu”.
Najpierw był chaos i strach. Tak dokładnie, ja nie czułam, nie żyłam i nie myślałam. Ja się bałam każdym milimetrem duszy i ciała.
O co się bałam? O siebie, o Tymka,  o to jak dam radę, o to jaką traumę funduję własnemu dziecku… i  o to ,że w końcu mam szansę zrobić coś ze swoim życiem ;)
W końcu jednak nadszedł ten dzień, kiedy trzęsąc się ze strach powiedziałam: Dość !!!
I to było cudowne…. Dość dla: złego traktowania, strachu, kłamstw, funkcjonowaniu w życiu, którego nie chciałam, dość dla mojego lenistwa i dość dla obwiniania innych o obecną sytuację.
Połowa drogi jest za mną… Tej nieformalnej… która jest najtrudniejsza.
Wiem jak ciężko jest przełamać siebie, ale warto i można.
Rozwód to nie sala sądowa, adwokaci i sędzia. Rozwód zaczyna się w sercu i Twoja w tym głowa, żeby wynieść z tego lekcję.
Nie czuję się ekspertem, ale sama w pewnym momencie szukałam jakiejś wskazówki: Co dalej? Jak?
I kilka rzeczy wiem na pewno.
Nie ważne jest ile było w tym mojej, czy jego winy. Nie  chodzi o to, żeby brać winę na siebie lub spychać ją na kogoś. Fakt zaakceptowania, że tak po prostu się stało pomaga. Poza tym wychodzę z założenia, że nie ma bardziej lub mniej winnych jest porażka obydwu stron. Ponieważ nie udało się coś, co miało wiecznie trwać.
Tak, dla mnie mój rozwód to moja porażka, ale jednocześnie to najlepsza decyzja jaką w życiu podjęłam i której nie żałuję, nie żałowałam nawet przez pół sekundy.
I gdybym miała cofnąć się i pomóc tamtej Magdzie, którą byłam…wzięłabym ją za rękę i powiedziała: oddychaj.
Tak, oddychaj. Zamknij oczy, weź głęboki oddech i zaufaj swoim decyzjom. Pomogło? Wiem, że nie. Dlatego zamknij oczy, weź głęboki oddech i zaufaj swoim decyzjom. Znowu to samo? To nic. Powtarzaj to, aż do skutku.
To nie może być tak proste, pomyślisz.
Wszystko jest proste. Nawet Tina Turner przypomina o tym śpiewając „Simply the Best”, ale wiem, że Ciebie to teraz nie obchodzi.
W każdym razie przy całej swojej niechęci do tak prostego i nieskutecznego (z Twojego punktu widzenia pomysłu) spróbuj przecież nie masz nic do stracenia.  Może napotkasz opór w postaci myśli: „To głupie, za proste..” – ten wewnętrzny opór to też odpowiedź… przełam siebie i zrób coś inaczej …
Może jest to moment, w którym nie masz siły, żeby zacząć… to nic nie szkodzi. Czujesz, że potrzebujesz samotności, płaczu w poduszkę i użalania się nad sobą? Ok., zrób to… tylko miej świadomość tego, że nie zmieni to Twojej sytuacji.
Tak ja też płakałam, zamknęłam się w domu i miałam pretensje do świata – miałam też świadomość, że to nic nie zmieni, ale dałam sobie czas. Funkcjonowałam tak dość długo, aż w końcu przyszedł moment, w którym irytowałam samą siebie… więc nie było sensu tego dłużej ciągnąć.
Zamknęłam oczy, odetchnęłam i uwierzyłam w swoje decyzje. Nie nagle, nie w jednej sekundzie, ale każdego dnia, małymi, chwiejnymi kroczkami. Pomimo strachu podjęłam decyzję, że dam radę, że sobie poradzę i choćby nie wiem co się stało będzie dobrze ;)
I oto co się stało.
Znalazłam stancję na cudownych warunkach.
Uregulowałam sprawy związane z synem i rozdzielnością majątkową w sądzie.
Ustabilizowałam sytuację w pracy i awansowałam na kierownika ;)
W ciągu sześciu miesięcy spełniłam kilka swoich marzeń (to więcej niż przez całe dotychczasowe życie).
Czuję się piękna i szczęśliwa jak nigdy wcześniej.
Każdego dnia robię coś co przybliża mnie do moich marzeń i wiem, że liczy się sama droga, a nie osiągnięcie celu.
W tzw. międzyczasie czuję strach, ale przecież to nie może być powód, żeby przestać starać się o życie o jakim marzę.
Poza tym dzięki temu co mnie spotkało, tym co już za mną - jestem silniejsza, bogatsza o nowe doświadczenia i mam tu skrawek swojej przestrzeni gdzie mogę to wyrzucić/wypisać i poczuć się jeszcze lepiej ;)


Pozdrawiam
Magda

niedziela, 23 sierpnia 2015

Z serii: obalamy mity - Kobieta potrzebuje do szczęścia mężczyzny....

Omg !!! Za każdym razem kiedy to słyszę, nie wierzę !!!
Feministką nie jestem, ale żeby od razu facet miał być wyznacznikiem szczęścia ?!
Tak wiem, że tak zostałyśmy wychowane- te wszystkie Śpiące Królewny, Kopciuszki... ale gdzie w tym sens i logika?!
Królewną nigdy nie byłam (z manierami troszkę u mnie na bakier), Kopciuszkiem nigdy się nie czułam (chyba, że po imprezie). Jednak wracając do tematu. Od dłuższego czasu zastanawiałam się dlaczego kobieta miała by czuć się nieszczęśliwa? Bo jest kobietą ?
Z mojego punktu widzenia wygląda to tak. Kobieta to człowiek więc niech tym człowiekiem będzie. Mało tego ma wolną wolę - i niech z niej korzysta. Dlaczego? Bo może.
O ile ten świat byłby szczęśliwszy gdyby za "dziecięcych" lat nie tłuczono nam do głowy (najlepiej tłuczkiem do ziemniaków) głupot w stylu: "Znajdzie Ciebie - Jaśnie Pani - Książę (najlepiej na białym rumaku, ewentualnie białym Ferrari, a przy Polskich warunkach jakieś BMW), uratuje z tej strasznej wieży (dom rodzinny) i będziecie żyć długo i szczęśliwie ( Ty kobieto będziesz siedziała w kuchni,a Jaśnie Pan w pracy i tak będziecie się mijać w życiu, ale oczekiwania rodziców zostaną spełnione).
Tak wiem, że uogólniam i przejaskrawiam sytuację, ale znam naprawdę wiele osób, które ulegają takim schematom - kończy się to różnie.

Jednak czasy się zmieniają i dziewczynki oglądające Meridę Waleczną mają szansę uniknąć tej traumy ;)

I ja, w całej swojej okazałości jestem zdania, że kobieta do szczęścia mężczyzny (Pardon - wszyscy moi wielbiciele) nie potrzebuje z kilku powodów.
Szczęście to stan umysłu, to nasze reakcje na sytuacje, które nas spotykają. Szczęścia można się nauczyć i je pielęgnować ;) Niezależnie od tego co się dzieje w naszym życiu.
Powtórzę się, ale skoro kobieta jest człowiekiem i ma mózg, z którego potrafi korzystać to naprawdę jest fantastycznie. Okazuje się, że wiele można w życiu osiągnąć używając mózgu (kariera, pasja, rozwój intelektualny i duchowy). Idąc tym tropem, okazuje się, że wystarczy trochę przekonać siebie, spojrzeć inaczej na to co mówi otoczenie, czy kreują media.
I jest !!! Tak, w całej swojej nieidealności - kobieta, która potrafi porozmawiać, umie się wygłupiać, ma swoje pasje, cele do których dąży i traktuje mężczyznę jak równego sobie partnera, a nie skarbonkę, która rozwiąże jej problemy ze stabilnością finansową.
Przecież to jest cudowne, że możemy wybierać, możemy pracować w zawodach, o których nie śniło się naszym babciom; możemy nosić spodnie; wychodzić do baru ze znajomymi i głosić całemu światu, co tak naprawdę myślimy i czujemy.
Możemy pójść o krok dalej i widząc np. przystojnego bruneta o niebieskich oczach (taki mój fetyszyk prywatny;) możemy go zaprosić na kawę... No cóż... W najgorszym wypadku najwyżej odmówi ;) Jego strata.
Podsumowując. Cieszę się, że jestem kobietą. Fantastyczne jest to, że to ja jestem odpowiedzialna za swoje szczęście i życie. To ja podejmuję decyzje i ja w głównej mierze ponoszę konsekwencje swoich wyborów - nie zawsze dobrych, ale są one moje.
Miłe jest to, że mogę decydować kogo zapraszam na randkę, a z kim idę po prostu się spotkać ;)

I w tym momencie zróbmy mały przerywnik - ot, ciekawostka turystyczna.

Zawsze wychodziłam z założenia, że w życiu mówi się wprost. I tak chcąc zaprosić faceta na randkę po prostu - zapraszałam. Chcąc spotkać się tak po prostu proponowałam spotkanie - czasem widzę kogoś i wiem po prostu, że chcę go poznać, dowiedzieć się jakim jest człowiekiem i tyle - nie dopisując do tego scenariusza z love story w tle. Jednak zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię przez moich kumpli, którzy uświadomili mi, że w 95% każde moje zaproszenie zostało odebrane jako propozycja randki. Eh...A ja czasem chcę po prostu poznać człowieka ;)

Z pozdrowieniami
Magda

Naucz się odpuszczać ...



Naucz się odpuszczać.
I jeszcze jakiś czas temu, moja pierwszą myślą było: "WTF?! Odpuścić?! Ja?! Nigdy!!!".
Dzisiaj widzę jak bardzo tego nie rozumiałam. Nie chodzi o to, żeby odpuścić w życiu wszystko, ale są sprawy przy których nie warto się upierać. Na przykład dlatego, że możemy zyskać coś innego odpuszczając.
Przykład dzisiejszego dnia, który mnie powalił ...pozytywnie ;)
Mój syn ma trzy lata, w ciągu tygodnia mam naprawdę mało czasu, żeby tak prawdziwie z nim pobyć. Kiedy w końcu przychodzi weekend dwoję się i troję, żeby ten czas spędzić atrakcyjnie, efektywnie, oczywiście biorąc pod uwagę, że wybieram to co myślę będzie atrakcyjne dla Tymka, a tymczasem on nie zawsze jest zadowolony. I wtedy po głowie (w sekcji: rodzicielka) chodzą myśli typu: "Co ja robię nie tak?". Napędza się machina, która wywołuje moją irytację (przecież tak się starałam) i stąd już krok do zniecierpliwienia i nieprzyjemnej atmosfery (Każdy, kto ma dzieci wie, że chłoną one emocje jak gąbka).Afera gotowa, a tymczasem....wystarczy odpuścić ;)
Jestem ostatnio trochę nie w formie więc odpuściłam dzisiaj weekendowy szał i postanowiłam spędzić dzień tak jak kocham...
Zabrałam Tymka na wycieczkę rowerową. Spakowałam koc, książkę, jedzenie i kilka zabawek...Zabrałam Tymka w jedno z bardziej odludnych miejsc nad naszym jeziorem, rozłożyłam koc, jedzenie i zabawki. Stwierdziłam, że dzisiaj mamy piknik i wolne i spędzimy tu większość dnia. I stało się coś niezwykłego...



Mój syn uśmiechnięty, zadowolony,a mi opadła szczęka... chyba z radości. I w końcu zaświtało w głowie ;)
Puk! Puk! Kobieto przecież to Twój syn,a nigdy nie przyszło Tobie do głowy, że może lubić to co Ty...Cisza, spokój - tylko szum wody, szelest liści na wietrze i odgłosy okolicznych ptaków... Efekt wow!!! "I oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj, nic mi dzisiaj nie potrzeba ;)
Poczułam się po prostu jak w niebie. Miałam zadowolonego i zrelaksowanego synka u boku,książkę, ciszę i spokój... I w tym momencie byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. W tym momencie tam nad jeziorem - odpuściłam wszelkie zabawy edukacyjne i scenariusze super kreatywnego spędzania czasu... my tam po prostu byliśmy ze sobą i dla siebie ;)

Z pozdrowieniami z nad Mazurskich Jezior....
Magda


sobota, 22 sierpnia 2015

Inauguracja

Dlaczego blog?
Ponieważ mogę.
Mogę - taka prosta zasada - "Wszystko mogę, nic nie muszę"
Zacznijmy od początku.
Chciałam "coś" zrobić, tylko tak naprawdę nie wiedziałam co znaczyło to magiczne "coś", aż w końcu 18 lipca.... Eureka!!! Chwilowy przebłysk, który musnął mój mózg ;) - to ma być blog !!!
O mnie, moim życiu takim jakie jest i dla kontrastu o życiu Izy - chodzi o kontrast drogi, ale cel jest ten sam - żyć i odnaleźć siebie.
Pisząc żyć, mam na myśli - przeżywać, doświadczać, próbować, smakować, pokonywać słabości i ograniczenia, nie szukać wymówek, być "w tu i teraz".
Pisząc odnaleźć siebie, mam na myśli - szukać drogi żyjąc ;) nie tak jak żyją inni, nie pod dyktando, nie w zgodzie z oczekiwaniami świata, ale tak jak chcę i czuję!
Pomysł zaczął się od impulsu, który napędził działanie, a na koniec film "na wesoło" -  w trakcie którego poczułam owo "muśnięcie w mózgu".  


Pozdrawiamy ;)