wszyscy zgodnie twierdzą,
że związki są do bani...
One wolne, oni wolni
boją się co dzień
że ktoś ich spowolni.
Tak, moja radosna twórczość nie zna granic, a poziom niższy niż ustawa przewiduje - sens jednak jest.
O co chodzi ?
Obserwuję sobie niezadowolenie z trwania w związkach (formalnych i nie), strach przed wejściem w taką formę bliskości (tak, dla mnie związek jest formą bliskości,a nie abstrakcją)...
Tak sobie przysłuchuję się, rozmawiam, analizuję i nie ogarniam... Pewnie nie muszę, jednak swoją teorię mam ;) (a, że się nie znam to się wypowiem).
Wchodzimy w związki (kolejność przypadkowa) z rozsądku, litości, przyzwyczajenia, strachu przed samotnością, z powodu oczekiwań innych, a wystarczyłoby z miłości ( W tym miejscu brawo dla tych odważnych).
Tak, tak - co ja tam wiem...
Postaram się wyjaśnić - mój punkt widzenia - zdobyty z bólem przez doświadczenie.
Miłość - taki czynnik podstawowy.
Od czego się zaczyna i czym dokładnie jest... Dla każdego inaczej i czym innym. Może się zacząć od wszystkiego i niczego. Od spojrzenia, wypadku, przypadku, wspólnego wieczoru, czy rozmowy - w dobrych, złych lub całkowicie obojętnych okolicznościach...
Dla mnie miłość jest: przyjaźnią, wsparciem, czułością, wzajemną troską, szacunkiem, szczerością, życzliwością, ciepłem, dobrem, opiekuńczością, radością z każdego dnia, drobnymi gestami na co dzień, humorami, złymi i dobrymi chwilami, rozmową, a to wszystko doprawione chemią, której wyjaśnić nie potrafię i posypane pożądaniem dla dodania smaczku.
Bardzo w skrócie bo niektórych pewnie zemdli, ale wracając do tematu.
Skoro miłość jest dla mnie tym wszystkim to nie wiem jak mogłabym ograniczać ?!
I teraz... Drogi Panie, wiem że gdzieś istniejesz i nie wiem kiedy Ciebie spotkam, ale...
W związku potrzebna jest przestrzeń.
Tak, przestrzeń - do oddychania, życia, realizowania siebie - taka przestrzeń dla Ciebie i dla mnie.
Po co?
Żebyśmy mogli się na wzajem wspierać, cieszyć się ze swoich marzeń i sukcesów, rozmawiać o naszych pasjach do rana. Opowiadać, wyjaśniać i przekomarzać się.
Żebyśmy czuli się atrakcyjni, spełnieni i pełni życia - dla nas samych i dla siebie wzajemnie.
Żebyśmy mieli czas za sobą zatęsknić i najcudowniej na świecie tą tęsknotę nadrabiać.
Abyśmy mogli być dla siebie motywacją, inspiracją i przestrzenią, do której chce się wracać.
Żebyśmy tęsknili do spokojnego dnia w domu przy filmie i gorącym kakao.
Podsumowując.
Drogi Panie, który gdzieś tam istniejesz, Drogi Czytelniku, który uśmiechasz się pod nosem nad moją romantyczną naiwnością ;) to cholernie trudne zadanie w całej swojej prostocie, ale uwielbiam spełniać marzenia...więc któregoś dnia napiszę, że romantyczność znalazła odzwierciedlenie w mojej rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz